24 XII 2004
Komentarze: 9
wychodzę z domu po uprzedniej kłótni z rodzicami - a jakże, znowu źle wyglądam... mam na sobie czarne spodnie, jasną bluzkę i czarny sweter... jedziemy do mojej babci kochanej (tej chełmińskiej), jest smuntno... dzielimy się opłatkiem i wychodzimy, żeby udać się z kolei do mieszkania ciotki i tam również z jej rodzinką życzyć sobie "wesołych świąt"...
godzina 13.45...
w drodze do Gdańska... jakieś pół godziny z nudów przesypiam... słucham Within Temptation, brzmi jakoś świątecznie... czytam "Lalkę" na przemian z "Gnojem"...
godzina 16...
dojeżdżamy... u dziadków zastajemy pełen bałagan i rozwalony stół... JA go naprawiam (sama nie wiem jak)... nakrywamy do stolu i czekamy na resztę (czyli oprócz nas pięciorga jeszcze jakieś 9 osób)...
godzina 17... i wszystko się zaczęło...
wszyscy się zjawiają... dzielimy się opłatkiem... niestety kolejne życzenia, non stop te same - czyli sukcesów w szkole, zdrówka, pieniędzy, szczęścia, pomyślności... zdarza się 2 razy spełnienia marzeń (od ciotek starszych o 3 i 7 lat)... i tak dalej... po wszystkim siadamy do stołu... ja między kochanym tatusiem i ciotką, która co chwilę przeżywa, jaka to ja już "dorosła panna"...
godzina 18.15...
najedzona siedzę sobie w tym cudownym towarzystwie... nie ma z kim porozmawiać... do kogo się odezwać, ale obiecuję sobie, że nie będę się smucić... nie w ten dzień... więc udaję się "do toalety" powymieniać sms-ki... co chwila niestety ktoś się dobija do drzwi, więc za dużo spokoju nie zaznałam...
godzina 19...
czas zaczyna się dłużyć, więc coraz bardziej odpływam w marzeniach...
i tak aż do 21.30...
wszyscy zaczynają się rozchodzić... nareszcie... uprzednio jako najmłodszą z grona obradarowując prezentami...
właśnie dlatego nie lubię wigilii... rok temu podobało mi się bardziej, byłam w końcu we własnym domu... a teraz... sztuczne uśmiechy przy stole... próby składania oryginalnych życzeń przy opłatku, które są przerywane... niby taka pielęgnowana w naszej rodzinie tradycja, a każdy chce to jak najszybciej załatwić... kolejna sprawa... wychodzą pierwsi goście... i zaczynają się rodzinne ploteczki... dużo by tu pisać, ale szkoda słów... mam dość świąt w takiej postaci... nareszcie jestem w domu... siedzę w swoim pokoju, pachnąc 4 nowymi płynami do kąpieli i 3 rodzajami perfum... czuję się raczej źle, czego oznaką może być to, że sama zjadam czekoladę, co się zdarza rzadko... IDĘ SOBIE!!!
Dodaj komentarz