sie 24 2004

nie mam już siły... chciałabym być daleko...


Komentarze: 4
wczorajszy dzień był okropny... oczywiście zgodnie z "założeniami" z poprzedniej notki starałam się żyć drobiazgami :)... niestety zawsze musi zdarzyć się coś, co je przyćmi... te chwile czystej wolności są niczym... ich promyki nie moga się przebić przez te ciemne chmury...

oczywiście główną przyczyną mojej złej formy psychicznej był i jest oczywiście ojciec... traktuje mnie jak zabawkę... marionetkę... która sama nic nie potrafi zrobić... nie potrafi myśleć logicznie... chce wszystko zrobić za mnie i o wszystkim decydować... zamiast zająć się swoim, żyje moim życiem... zupełnie inaczej odbiera świat... i nie potrafi się pogodzić z tym, że nie uznaję go za największy autorytet... krytykuje wszystko, co mnie dotyczy... źle się zachowuję, źle wyglądam (nawet moje włosy mu nie odpowiadają, a rozumiem, że mogłoby tak być, gdybym zaczeła z nimi nie wiadomo co robić... a w końcu są naturalne, bez żadnych ekstrawagancji...)... mam złych znajomych, którzy oczywiście mają na mnie zły wpływ... więc nie wolno mi się z nimi spotykać... ale jeżeli siedzę w domu, to też jest źle... nigdy nie mogę go zadowolić... żeby jeszcze naprawdę miał ze mną problemy, ale jest wręcz odwrotnie... szkołą też powinien być zadowolony, ale nawet gdybym miała średnią 6,0 zapytalby, czy tylko na tyle mnie stać... wiele razy próbowałam z nim spokojnie porozmawiać, ale kończył się kolejnymi bzdurnymi oskarżeniami na mój temat... poza tym - przecież ui nas w domu nie rozmawia się... w zasadzie o niczym... "jak było w szkole", "dlaczego dostałaś tylko5?", "wychodzisz gdzieś", "dlaczego ciągle siedzisz w swoim pokoju", "przełącz ten głupi film...", "nie wiem, co ty ciągle robisz przy tym komputerz", "*** ma na ciebie zły wpływ, to wszystko przez nią" (a i te zdania słyszę tylko wtedy, gdy jest albo zdenerwowany, albo się nudzi)... jak mam być szczera wobec nich, skoro każdy przejaw szczerości jest przez nich odbierany, jako moje tzw. "czarne myśli"...

oczywiście przykładów moglabym opisać mnóstwo... tylko po co... wolę jeśli w ogóle, to porozmawiać, niż opisywać tutaj... bynajmniej ten temat... co jakiś czas tylko można dodawać kolejne epizody... szkoda, że mój ojciec nie zauważa, jaki on ma na mnie wpływ...

za chwilę wybieram się na samotną wycieczkę (jednodniową) w cudowne miejsce... tam będę mogła spokojnie pomyśleć... i popatrzeć w niebo... jeżeli ktoś chce mi towarzyszyć, zapraszam...

ps:dziękuję Ci za wczorajszą rozmowę :*
vampiree : :
drt
25 sierpnia 2004, 17:23
jak sam byłby święy...............
Ais
25 sierpnia 2004, 09:41
Znam to,aż za dobrze :( ale jak sama zauważyłaś jakoś z tym żyję.. po prostu jak najmniej o tym myślę.. a tak w ogóle wiesz czemu tak jest? ja wiem.. to przez to, iż \"przyzwyczaiłyśmy\" swoich rodziców do tego,że zawsze byłyśmy, grzecznymi, ułożonymi, słuchającymi się dziećmi.. a teraz jesteśmy młodzieżą, która wg mniemań rodziców jest zła i niedobra..(kij,że za 2 lata będę pełnoletnia, a ty za jakiś rok, przecież nadal jesteśmy \"nieprzygotowane do życia w wielkim świecie\" i rodzice będą chcieli podejmować za nas decyzje i zaspokajać swoje chore ambicje)
Wildchild
24 sierpnia 2004, 23:43
O matko...ale życie...jedyne wyjście to znaleźć kogoś kto podtrzyma na duchu w najgorszych chwilach i wyprowadzić się:)
24 sierpnia 2004, 22:36
ja cchę,ale nie wiem gdzie mam iść,bo każdy ma inne cudowne miejsca:) a rodzicami...niestety ich się nie wybiera,a na dzieci zwykle zwalają swoje niespełnione ambicje:/

Dodaj komentarz