Archiwum 27 lutego 2004


lut 27 2004 na podstawie przeżyć przeży(u)tych przez...
Komentarze: 3
obiecałam notkę, ale kompletnie nie mam pomysłu na jej temat, więc zdam się na moja radosną twórczość…
właściwie to może i powinna opisać, co się u mnie dzieje itd. ale jakoś nie chce mi się tego po raz chyba setny powtarzać, bo podejrzewam, że ci, co ich to interesuje, to są obeznani w temacie (nawet lepiej niż ja, bo czasami zapominam już co komu mówiłam i zdarza się powtarzać), a znowu ci, którzy nie są w temacie(ukłon w stronę Usatysfakcjonowanej AdY;)) to i tak niewiele by wywnioskowali z tego, co bym teraz napisała.
zabierając się do rzeczy… no właśnie…, co to ja chciałam powiedzieć… aha – słucham sobie właśnie piosenki „Mogę tylko patrzeć” Closterkellera i nasuwa mi się od razu skojarzenie, że naprawdę mogę tylko patrzeć… patrzeć na ludzi wokół mnie, świat… i nic nie mogę zmienić. tylko czy ja chcę cokolwiek zmienić? otóż chyba w tym właśnie jest problem, że nie potrafię, a poza tym chyba nie wiem co i przede wszystkim jak. jedyne co pozostaje to „stać się jedną z wiela, policzoną”… tylko że ja nie chcę być jedną z wielu… chcę być inna i to właśnie jest takie przytłaczające, bo zauważyłam, że im bardziej czegoś chcę, tym bardziej się od tego oddalam… dążę do celu, tymczasem on się coraz bardziej oddala… zbaczam z głównej drogi, a tu się okazuje, że wybrałam idealny skrót… skomplikowane, ale sama nie wiem, dlaczego tak się dzieje… może to wynika z tego, że naturą człowieka jest omijanie trudności i wybieranie najkrótszej drogi… tylko że ja nie chcę wybierać tej łatwiejszej drogi… chciałabym iść tą trudniejszą, ale nie mogę jej odnaleźć… nie mogę odnaleźć samej siebie… tak właściwie im dłużej o tym myślę, wydaje mi się, że coraz słabiej znam samą siebie, a co dopiero innych ludzi… chciałabym umieć czytać w myślach, ale wiem, że nigdy nie osiągnę takiej „doskonałości”.
przyznaję, że to była baaaaardzo radosna (i niezbyt składna, ale to już mniej ważne) twórczość i zupełnie odeszłam od celu (sprawdza się po raz enty moja mała filozofia), ale to może i lepiej…
teraz jeszcze inna sprawa. zauważyłam ostatnio, że moja wiara zachwiała się… znacznie… zupełnie, jakby była ruinami dawnej wspaniałej budowli (którą co prawda była jakieś 16 lat temu, tuż po chrzcie i w czasie mojego wczesnego dzieciństwa, kiedy to wierzyłam w aniołki i takie inne)….

(…)Przyznaję, mając lat sześć

wieść o tym, że w różnych kościołach rozsianych na kuli
przechowywane są drzazgi z krzyża Chrystusa była dla mnie
podniecająca. Nieco później ktoś dodał, że tych drzazg
starczyłoby na złożenie krzyży dla wszystkich

apostołów i jeszcze zostałoby na dwa taborety. Moja wiara
w świętych obcowanie znacznie podupadła, ale w związku z tym,
że za dwa tygodnie mam zamiar zaprosić cię na grzane wino
i Bóg wie co jeszcze, wracam do mojego miasta.
(nie moje, ale autorstwa nie podam ze względu na spokój własnego sumienia)

nie powiem, że ten fragment wiersza wywarł na mnie wpływ, bo to nie byłaby szczera prawda (drt:)), ale w każdym razie przypieczętowała to, co ostatnio sobie myślałam, kiedy patrzyłam nocami w gwiazdki…
czytałam ostatnio wypowiedź pewnego chłopaka na temat satanizmu (zainspirowana przez Sz.P.B. na godzinie wychowawczej, na której rozmawialiśmy o satanizmie)… ciekawe jest to, że po raz pierwszy chyba człowiek nie krytykował satanizmu, ani też nie wypowiadał się jako fanatyk odprawiania czarnych mszy czy rytualnego składania ofiar itp. … to była po prostu czysta polemika na temat, kim tak naprawdę jest satanista… według tego człowieka jest to osoba, która dąży do osiągnięcia wolności, jednak nie naruszając przy tym wolności drugiego człowieka (a większość osób myśli dokładnie odwrotnie). myślę, że satanizm jest dobrą filozofią, ale ma złą nazwę, gdyż wywołuje różne błędne skojarzenia, więc będę go nazywać Wolnością (chociaż jeżeli ktoś ma jakąś inna propozycję na nazwę, to czekam na propozycję, chętnie zmienię). po pierwsze – chrześcijaństwo nakazuje się dzielić, nawet z nieznajomymi. chrześcijanin, gdy widzi żebraka przed kościołem, odwraca głowę i idzie dalej, zapominając o człowieku… wyznawca Wolność myśli w tym momencie: „Dlaczego mam się dzielić z kimś, kogo nie znam czy nie darzę sympatią? Dlaczego mam biednym oddawać swoje ciężko zarobione pieniądze, skoro sam mam ich mało?”… no właśnie – dlaczego? dlaczego gdy ktoś wyrządza mi krzywdę, mam nadstawiać drugi policzek? o Wolności można mówić wiele, a jeszcze więcej pisać. na pewno poświęcę na to kiedyś znacznie więcej czasu… tymczasem zapraszam do dyskusji ze mną.


do czerwca 2003 roku

„dla ciebie śpiewam, ty wychodzisz, łatwa kobieta trzyma twoją dłoń, śpiew niepotrzebny, jak pijany ptak uderza w ścianę i mogę tylko patrzeć… ona będzie dziś z tobą, może w oczach jej znowu będziesz szukał mnie, jutro powrócisz tu, by spróbować znowu i wszystko od nowa… gdy twój wzrok wyjdzie z cienia, choć nic nie powiesz, usłyszę cię… czujne śledzą mnie oczy reflektorów, ich blask poraża cię(…) wiem, nie podejdziesz, twój żal utopisz w innych…
zrób coś…”
tak tak, a jak nawet podejdziesz, to zapytasz, czy mam papierosy… a ja i tak nie będę ich miała… znowu… już zresztą powinieneś wiedzieć, że nie palę…
a później tylko usłyszę, jak M. mówi do ciebie „no to się jej k**** zapytaj” albo „no to jej to wreszcie powiedz, bo chłopie się wykończysz”… oczywiście na tyle głośno, żebym usłyszała…



PS: Lukrecjo prześlij mi na emalię lub gg jakieś namiary na siebie
vampiree : :