Archiwum 15 maja 2004


maj 15 2004 raport z dnia wczorajszego - na specjalne...
Komentarze: 5
miałam napisać tą notkę jeszcze wczoraj, ale nie miałam siły ani okazji... na życzenie niektórych z tych, o których ta notka będzie i moje opisuję wczorajszy wieczorek...
więc... około 17 przyszła po mnie drt i udałyśmy się do Kota... było pustawo, jedynie przy jednym ze stolików siedzieli braleś i frączek. usiadłyśmy sobie w naszym ulubionym miejscu, kupiłyśmy coś do picia i grałyśmy dwie partyjki bilarda. wesoło było :). szło nam całkiem nieźle, tym bardziej, że drt pobierałą nauki (bilarda oczywiście) u K., chociaż ja wierzę, że po prostu ma zdolności. ja zresztą też - nie każdy potrafi tak uderzyć bilę, żeby wypadła ze stołu i przelecialą przez pół lokalu :]. następnie trochę dużo pogadałyśy i podszedł do nas braleś. nie wiem, czego dokładnie chciał, zrozumialam tylko, że mamy zacząć się śmiać. jednak nie zrobiłyśy tego (jakoś jeo prośby do mnie nie trafiają), więc zrezygnowany sobie poszedł. za jakiś czas znowu się przyszwędał i:
-może się przysiądziecie do naszego stolika SS??? (ZAPEWNE SKRÓT OD SEKSOWNI SATANIŚCI)
-za chwilę
-ale kiedy?
-za 3 minuty
-ok, włączam stoper, bo i tak pewnie same z siebie nie przyjdziecie
-a żebyś wiedział
no i rozmawiamy sobie miło dalej na temat zachowania pewnego osobnikam krórego z imienia i nazwiska nie wymienię. za chwilę patrzę, a braleś macha do nas wyciągniętymi 3 palcami - znak jakże czytelny... no to już poszłyśmy do nich... w sumie to trochę nudno było... jakoś nie byli zbyt gadatliwi (chociaż to nie nowość)... w pewnym momencie braleś poszedł do na dół do baru chyba. wtedy frączek sięgnął po jego kurtkę, gdzie to znalazł paczkę papierosów. wszyscy chętni się poczęstowali, tak że w sumie został mu tylko jeden. wtedy kurteczka wrócila zgrabnym rzutem na miejsce. drt schowła nasze zdobycze do torby. za chwilę b. wrócił, a jakoś tak się nam nagle wesoło zrobiło, zupełnie nie wiem, czemu :) i wtedy frączek
-dorota masz może papieroski
-no jasne. proszę cię uprzejmie marcinie. o patrz, akurat dwa :]... (tu wystąpił nagły atak śmiechu wszystkich oprócz bralesia)... a wiesz marcin, że mój tata jest chory (kolejny atak) ojjjojoj jaki on jest chory, bidulek siedzi sobie w łóżeczku (w tym momencie już nie miała siły mówić)
oczywiście braleś zczaił się dopiero po 15 minutach o co chodzi. późnej f. i b. wybrali się do polo marketu po coś do jedzenia, więc miałyśmy nareszcie okazję usiąść sobie na kanapie, a nie na jakichś starych krzesłach. przed wyjściem b. zaznaczył, ile mu % w butelce zostało i zagroził ;) nam, że jak tkniemy, to będziez nami źle. byłyśmy tak bardzo pod wrażeniem, że ze strachu wszystko zniknęło z butelki, kiedy jeszcze schodzili ze schodów. z nudów, gdy drt poszla do tojlety, napisałam szablonik do sms-ka, jakże szczery, który mogłybyśmy wysłać pewnemu osobnikowi... a brzmiał tak: "Dorota jest w rozterce :(. dostaniesz wpierdol :). Pozdrowienia!". :] Jak na razie czeka na wyslanie w odpowiednim miejscu. wrócili b. i f. z jedzonkiem, to się posilili co niektóry, później pograliśy trochę w "wojnę" (pasjonująca gra jak cholera, co nie zmienia faktu, że wygrałam wszystkie rozdania, hehe)... następnie przyszła ania, to trochę pogadaliśy w szerszym gronie, później przesiadłyśmy się do innego stolika. zdecydowayśmy się przejść... f. stwierdził, że pewnie idziemy dorwać tego, co to sesemesek miał być do niego adresowany.

poszłyśy sobie okrężną drogą przez całe miasto do amfi. na miejscu spotkałyśmy kilka kumpeli, więc sobie z nimi przysiadłyśmy na trawie. i dopiero teraz można powiedzieć "ale zabawa" :). paula była w szoku przez cały czas bo mial być koncert, ale około 14 się dowiedziala, że go będzie, a około 15, że jednak jest, więc pelna nadziei, podobnie jak wiele innych osób wybrały się wszystkie na amfi. a tu suprajs 0 koncertu nie ma. jak przystało na dobre koleżanki podzieliły sie z nami swoim zaopatrzeniem, którego nazwy jakoś nie pamiętam, ale nie było to właściwie takie złe.
należy wspomnieć, że przez cały czas jakiś koleś latał po amfi w masce typy "Krzyk" i wudzieral się "Wsssssuuuuuuuuuuuup!!!". po jakimś czasie ucichł jednak... no yyy... ciężko mu było turlac się ze schodów. jeszcze mu zdjęcie zrobili i :"stary ale będziesz miał fotę"...
później ktoś wpadl na genialny pomysł, wlazl na scenę i: "ludzie robimy koncert!!! aaaaaaaaaaa" spadl ze sceny... :]
zastanawiam się co tam wlaściwie robiła efta i kilka innych osób... ehhhh, szkoda słów. kiedy już zaczęło się ściemniac przyszło kilka kolejnych osób i: "no to dalej, wszyscy skaczą na trawę" i oto patrzę, a ktoś leży koło mnie, ale na szczęście poturlal się dalej. usiedli nieopodal nas... jedna, a właściwie jeden z nich(ten sam, co to przed chwilą jeszcze leżał niedaleko), na swojej torbie prezesa :) jak to sam stwierdził. w pewnym momencie jeden z nich zaczął szkuać okularów:
-o k... gdzie są moje okulary
na co Paulina
-pewnie zgubułeś
-u, ktoś mi odpowiada, czy to echo?
-nie, raczej sumienie
-ja nie mam sumienia
-to tak jak my, więc o raczej jednak echo
-cholera, moje morrisonki, za cale 4 zety
i tak jeszcze trochę się konwersacja potoczyła
w końcu okazało się, że nikt nie wie, gdzie są okularki, ale na pamiątkę została ich jedna część. dobre i to...
później ta sama osoba wzięła swoją prezesową torbęi wyjęła z niej misia, jak się okazało, był to wojtek. imię to szczególnie spodobało się mi, drti i paulinie (a jakże by inaczej) :]
no to siedzimy sobie dalej... jak mi się coś przypomni, to później dopiszę

brava dla Celi, za pasjonującą opowieść o sąsiedzie :)
brava dla mnie, drt i Pauliny za wssspaniałe nagranie, które do teraz mam w telefonie :)
vampiree : :