Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10
|
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
Archiwum 10 marca 2004
znowu jestem… właściwie powinnam się wytłumaczyć z tak długiej nieobecności, już zresztą pomstowano na mnie w tej sprawie… a skoro powinnam, to tym bardziej tego nie zrobię… wiem tylko, że mam już dość (prawie)wszystkiego i (prawie)wszystkich… zwłaszcza codziennego widoku Kulta… (wtajemniczeni wiedzą co i dlaczego… a osobom niewtajemniczonym i tak nic do tego…). No więc tenże szanowny pan codziennie bezczelnie siedzi sobie na ławeczce, akurat w tym, którędy codziennie wracam ze szkoły… nie wspomnę już, kto tam sobie rano przesiaduje – a właściwie wspomnę… szanowny C******, za którego widokiem też zresztą nie przepadam…
teraz dopiero zrozumiałam, jak ważna osobą byłeś… wiem że nie chciałeś… lecz ja już nic nie mogę zrobić… stoję w miejscu, zbyt daleko od ciebie... wszechobecna znieczulica paraliżuje moje ciało… nie mogę się poruszyć… chciałabym podejść, zajrzeć w oczy, pomyśleć o tym, jak blisko siebie można być… blisko i daleko… nie wiem, dlaczego… tracę grunt pod nogami… i nic już nie pomoże mi się podnieść… kiedy się odważę, krzyknę…. a ty wstaniesz, jak gdyby nigdy nic… podasz mi dłoń i razem będziemy podążać do nikąd, wprost w stronę pustki, do krainy nicości, gdzieś wokół niczego, w miejscu nieistniejącym… to w tobie jest wiara… to w tobie nadzieja… ja mogę spokojnie zniknąć, bez bólu, bez żalu, brez ciebie…