Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18
|
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
Archiwum 18 marca 2004
zacznę lepiej od razu, bo to, co chcę opisać nie jest warte rozwodzenia się. a więc: szłam sobie wczoraj na angielski... idę idę idę, bo w końu daleko mam... jestem sobie tak mniej więcej w połowie drogi, na u.toruńskiej, patrzę, a tam sobie w samochodzie siedzi wiadomo kto - zmora moich dni i nocy... no i to jeszcze by nie było aż takie złe, gdyby nie to, że ten kompletnie odmóżdżony osobnik zatrzymał swój samochód na środku jezdni i gapi się (bo inaczej tego nazwać nie można) na mnie... oczywiście obok niego jego najlepszy kumpel, no po prostu super towarzystwo... i teraz to już się obaj gapią... kto wie, co by było dalej, gdyby nie to, że pewien miły pan na nich zatrąbił...
wkurzona na maxa jeszcze musiałam nie dość, że przejść obok, to jeszcze na ang. skupić się na gramatyce...
fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj fuj